sobota, 1 marca 2014

Pierwsze wrażenie

01.03.2014

Kiedy dotarło do mnie, że jestem w Korei? To pierwsze zdanie, od którego chciałbym zacząć moje nieregularne wpisy na tym blogu. A więc…kiedy dotarło do mnie, że jestem w Korei?

 - Na pewno nie w samolocie lecącym z Doha do Incheon (międzynarodowy port lotniczy koło Seoulu), w którym miałem okazję zamienić kilka zdań z koreańskimi stewardessami.
UWAGA: One są miłe aż do bólu. Bo gdy starasz się wypowiadać w ichnim języku to zawsze odpowiadają: "Łaaa, ale ty dobrze mówisz po koreańsku!"

- Na pewno nie tuż po wylądowaniu na lotnisku, gdzie było już naprawdę dużo Koreańczyków i starałem się już naprawdę dukać w obcym języku.
UWAGA: Przy odpowiednim okienku każą się uśmiechnąć i zrobić zdjęcie oraz przyłożyć oba kciuki. Musicie wiedzieć, że każdy potencjalny biały mężczyzna to żołnierz-Amerykanin, który tylko myśli o tym, żeby porwać bezbronną koreańską licealistkę...i jej smartfona.

- Nawet na pewno nie w pociągu jadącym z lotniska do Seoulu, gdzie było jeszcze więcej Koreańczyków.
UWAGA: Nie zawsze gdy mówisz po koreańsku z osobą o koreańskich rysach twarzy, będzie ona Koreańczykiem / Koreanką. Moja młoda rozmówczyni była Chinką, choć mówiła płynnie po koreańsku, więc wzbudziłem dziwną radość wśród jej kolegów i koleżanek.

- I nawet nie na stacji metra Hyongsik University (to już Seoul), gdzie musiałem koniecznie skorzystać z otwartego wifi, którego nie znalazłem, więc poszedłem do obsługi stacji.
UWAGA: Gdy zaczniesz starać się mówić po koreańsku od razu wzbudzasz współczucie Koreańczyków i chętnie ci pomagają. Czy to naród stewardess?

Kiedy dotarło do mnie, że jestem w Korei?
Koreę spotkałem wtedy,  gdy wyszedłem ze stacji metra Hyongsik University. Był wieczór. Około godziny 19. Wszystko trwało bardzo szybko. Raptem kilka sekund. Spojrzałem przed siebie i zobaczyłem oświetlone wieżowce. Po prawej stronie była zakorkowana ulica z pomarańczowymi taksówkami. Po lewej, oszyldowane sklepy. Wokół mnie masa ludzi o czarnych, prostych włosach.. I ten zapach. Ja go wtedy nie czułem. Ja go po prostu widziałem. To właśnie tak pachnie i wygląda Korea? Tak. Jestem w Korei. Wtedy dotarło do mnie, że jestem w Korei.
Długo się oswajałem z tą myślą. Ostatecznie dopiero dwa dni później, już w Deagu (moja destynacja) dotarło do mnie, że moje pierwsze wrażenia nie pochodzą z marzeń sennych, lecz są prawdziwe. Tak. Jestem w Korei.
Zrobiłem dwa zdjęcia. Tylko dwa zdjęcia. Nie potrafiłem zrobić więcej. Nie mogłem. Musiałem otrzeźwieć z pierwszego wrażenia. Dlatego dzisiejszy nieposkładany wpis jest tylko o wrażeniu. Wrażenie trwało bardzo krótko. Ale wystarczająco długo żebym pamiętał go do końca życia.
1 marca dotarło do mnie, że naprawdę jestem w Korei.

***




Wspomniane dwa zdjęcia są  ciekawe tak jak polityka zagraniczna Bhutanu. Przedstawiają okolice mojego akademika, czyli kampus Kyungpook National University.

Następnym razem będzie więcej zdjęć. Następnym razem opowiem o moim pierwszym noclegu. Nie był to ani hostel ani motel. Z plecakiem oraz 23 kilogramową walizką poszedłem do…sauny. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz